Uwaga! Strona jeszcze przed konwersją na nowy serwer!
menu: ŚWIAT


Wyprawy Małego Podróżnika: TURCJA - jesień 2012




Dzień 12 - Pierwszy treking w Kapadocji

Dziś zachłyśniemy się przestrzenią i swobodą wędrowania po dolinach i górach. Najważniejszy punkt programu to Red i Rose Valley. Zaczynamy od Red Valley. Kierowca nas zostawia przy polnej drodze, którą dochodzimy do miejsca dzie widać wielką szczerbę w ziemi. Jeszcze z 200 m i mamy widok na przepaścistą dolinę obramowaną żółtymi skałami. W dole zielenią się drzewa, w skałach widać wykute schronienia o różnym przeznaczeniu.

Schodzimy na dno doliny prosto na rodzinę krzątającą się przy krzaczkach winogron. U nas parki narodowe demolują odwieczny porządek - patrz zakazy wypasu przez co zresztą giną niektóre cenne rośliny rosnące od wieków w miejscach gdzie ten wypas był dokownywany, a po zakazie wypasu giną zaduszone przez niekoniecznie cenne chwasty.

Tu w dolinach pozostała prywatna własność dzięki czemu mamy winogrona, ale i sporo orzechów. Niekiedy przy skalnych schronieniach służących teraz za zaplecze przy pracach rolnych powstają mini bary oferujące napoje i to co sami rolnicy produkują np. różne rodzaje orzeszków. Idziemy w dół doliny co bynajmniej nie oznacza, że ściany jej staną się niższe. Wręcz przeciwnie. Wygląda to jakbyśmy schodzili w głąb ziemi. Pogoda cudowna, powietrze jeszcze chłodne po nocy a słońce coraz śmielej zagląda w dolinę.

Szlak niekiedy przechodzi przez jaskinie, sprowadza po blokach skalnych. Co i rusz widzimy ślady dawnych siedzib ludzkich ale częściej nyże skalne ze ścianami pokrytymi małymi wnękami. Wygląda to tak, jakby ktoś w skale chciał sobie wykuć regał z półkami. Często przy takich niszach mamy czerwone znaki i napisy. Do czego ten wszędzie widzany motyw służył? Faktycznie półki?

Nic podobnego to zrobione przez człowieka... gołębniki. Te setki i tysiące nisz miały przywabiać ptaki by zakładały gniazda. Jak ptaki to i guano, a jak guano to... mamy nawóz dla roślin! Genialny pomysł! Co prawda na przestrzeni wieków wiele osób zginęło zbierając ptasie odchody z tych dziesiątki metrów nad ziemią położonych gniazd. Kiedyś, zanim nie zerodowały były w ścianach skalnych wykute schody, a tam, gdzie się nie dało zakładano system drabin. Kiedy ptaki opuszczały gniazda zbierano guano i nawożono pola.

Z tą niewielką ilością nawozu osiągano wysokie plony bo już sama ziemia była urodzajna. Zrobiliśmy dwa czy trzy dłuższe postoje i wreszcie doszliśmy do otwarcia doliny na płaskowyż. Tu mamy pojedyńcze baszty w tym jedna z wykutym kościołem ale urzekają nas widoki. Wspinamy się na tufowe żebra rozdzialające poszczególne skały i fotografujemy.

Wreszcie czas na przejeście do sąsiedniej doliny. Dotychczas cały czas na szlaku byliśmy sami (!) co jak na obleganą Kapadocję jest niezwykłym luksusem. Teraz na szlaku do sąsiedniej Rose Valley jest więcej turystów ale i tak tłoku nie ma. Większość i tak dochodzi tylko do rozszerzenia bocznej odnogi Red Valley, gdzie są skalne kościoły. My idziemy dalej. Przed podejściem znajdujemy dzikie winogrona cudownie słodkie. Chłopcy wsysają na potęgę! Teraz trzeba się spocić bo ścieżka staje dęba. Wreszcie osiągamy kolejny poziom i dochodzimy do malutkiej restauracyjki. Na skalnym tarasie są stoliki, a w grocie mamy całe zaplecze z barem, jeszcze dwoma stolikami. Nad barem zieje wielka szczelina, na ścianie które widać charekterystyczne nisze na gniazda.

Od restauracyjki prowadzą w górę schody do kościoła Krzyża. Niewielki, ale ciekawy z racji ogromnego krzyża wykutego na stropie nawy. Robimy zdjęcia i schodzimy na piwko i soczek. Właściciel niezwykle sympatyczny pokazuje chłopcom jak wyciska sok z pomarańczy ręczną praso-wyciskarką. Siedzimy w przyjemnym chłodzie groty. czas na dalszą wędrówkę. Jeszcze zdążyli nas dogonić... jeźdźcy! Są trasy końskie po Kapadocji. Można przez 7 dni jechać konno w tym pokonywać niektóre doliny. To akurat konie doprowadzono za uzdę ale już 500 metrów dalej normalnie mogli jechać w siodle.

My wędrujemy między dwiema dolinami zbaczając na punkty widokowe. Wreszcie odpadamy w lewo i zatrzymujemy się nad końcówką doliny Red Valley. Patrzymy na miejsce gdzie byliśmy i kilkoro turystów wyglądających jak mrówki. Wreszcie przejście wąską grzędą skalną i nawet pojawia się lina poręczowa. Jeszcze 5 minut i jesteśmy na dole. Zmęczeni trochę ale szczęśliwi cudowną wędrówką.

Jedziemy na obiadek do znanej nam już restauracji Kazan nad brzegiem Red River. Po zjedzeniu kolejnej regionalnej specjalności jedziemy szukać miejsca na zdjęcia zmierzchowe. Zasadzamy się na Love Valley i jedziemy na view point zobaczyć najważniejszą część doliny z góry. Ania ma wątpliwości czy oświetlimy wszystkich pięć głównych sterczących siusiaków, ale ja oceniam, że powinno się udać. Mamy więc tamat na kolejny dzień... :-)

Teraz jednak jedziemy do podziemnego miasta Kaymakli. Czuję, że chcą mnie zabić. Dlaczego? Podziemne miasta to labirynty setek pomieszczeń wyrzeźbionych w miękkim tufie i połączonych korytarzami tak wąskimi i niskimi, że najlepiej być wzrostu siedzącego Japończyka. Tylko Michaś i Staś mają dobrze. Ja targam statyw i największą torbę LowePro i niekiedy sama torba zajmuje całą szerokość przejścia - a gdzie ja mam się zmieścić.

Po trzydziestu minutach osiągamy najniższy punkt trasy. Teraz mozolnie pniemy się w górę. Będzie ze sześć pięter ale to i tak nic bo trasa turystyczna obejmuje mały fragment miasta. Co widzieliśmy? Jest zachowanych dobrze kilka pomieszczeń, gdzie można łatwo odgadnąć ich przeznaczenie. Jest kuchnia ze ścianami osmalonymi przez lata gotowanie z odprowadzeniem dymu dla zmylenia przeciwnika daleko, daleko od miasta. Jest studnia wentylacyjna wychodząca gdzieś bardzo nisko w dolinie doprowadzająca świerze powietrze. Jeden z korytarzy wyjściowych zamykają niesamowite drzwi. Jest to ogromny kamień jak koło młyńskie tylko o średnicy ok 1.5 metra i gruby na 40 cm. Oczywiście wykonany z twardej skały, a nie z tufu, ustawiony pionowo tak, aby jak trzeba zamknąć wejście do miasta w razie zagrożenia to go się tylko przetaczało i blokował korytarz.

Z podziemi wychodzimy ostatni i jedziemy na zasłużony odpoczynek do hotelu. Oczywiście jeszcze czekają nas lekcje i zgrywanie zdjęć.

ZDJĘCIA:


Red Valley - zaraz tam zejdziemy i zaczniemy dzisiejszy treking.


Skały w całej dolinie noszą ślady odwiecznej działalności człowieka.


Schodzimy!


Pojawia się woda...


...i wąskie przejścia!


Te charakterystyczne nisze to... miejsce na gniazda.
Zachęta do osiedlania się dla ptaków i miejsce
zbierania guana na nawóz.


Czerwone znaki i ogólnie czerwony kolor przywabiał ptaki.


Niezwykłe skupienie miejsc gniazdowych.


Są i tunele.


Powoli dolina robi się coraz szersza.


...


Dla chłopców Taki treking to najlepsze co tylko może być na wyprawie.


Tyle możliwości eksploracji.


Staś chce by był to jego domek.


Pełnia szczęścia!


Ja też nie narzekam mimo targania największej torby LowePro.
Oprócz standardowego zestawu foto mamy światła.


Niedawno byliśmy gdzieś tam na dole.


Chłopców bawi znajdowanie brył miękkiego tufu
i robienie z nich bomb kurzowych.


We wspinaniu się są niezwykle dzielni.


Nie wiem czy doceniają piękne widoki, ale ukształtowanie
terenu jak najbardziej.


Ania na pewno....


....docenia piękno krajobrazu wyglądając przez drzwi kościoła.


...


Staś w swoim żywiole.


Michał oczywiście razem z nim.


No i którędy dalej?


Kolejny kościół otoczony winnicą.


Znaleźliśmy jeden krzaczek z dzikimi winogronami - pyszne!


Coraz wyżej do Rose Valley.


Kościół Krzyża.


...


Bar w grocie.


Niektórzy turyści są sprowadzani przez współtowarzyszy.
Na takie wyprawy trzeba mieć trekowe buty.


Przez trudniejsze odcinki podczas wypraw konnych konie są
sprowadzane za uzdę.


Ania nie może się nacieszyć krajobrazami.


...


...


Widzicie nas na żeberku skalnym?


Tu do zejścia polecają poręczówkę - bywa ślisko i stromo.


Przerwa na obiad w stylowej restauracji.
Chłopców siły nie opuszczają - zaprezentowali kręciołę.


Pasaż handlowy doprowadza nas do...


....podziemnego miasta Kaymakli.


Mali Podróżnicy zamienili się...


...w Małych Eksploratorów.


Nad nami wielkie kamienne koło działające jako drzwi.


W kuchni.


Ciekawe co znajdziemy dalej...


Ciekawe czy ktoś kiedyś doceni moje męki targania
przez takie wielometrowe przejścia qpy sprzętu foto?!
DOBRANOC!


Długo w nocy stuka w klawisze: Krzysztof; poprawia: Ania;
inspirują jak zwykle niezawodni Michaś i Staś.

.:. POPRZEDNI DZIEŃ .:. fotoblog menu .:. NASTĘPNY DZIEŃ .:.







Dzień 12 - 10 X




Wyprawa
..:: Fotoblog - MENU ::..



..:: Strona główna wyprawy ::..



Nasza książka!
W serii Mali Podróżnicy w Wielkim Świecie wydawanej przez National Geographic ukazała się książka o naszej Tureckiej wyprawie!



Obecnie jest jej nowa, uzupełniona wersja jako e-book w naszym sklepie NAMIB.pl!